Obserwatorzy

klauzula bezpieczeństwa

Wszelkie mądrości, bzdety i złośliwości na tym blogu, o ile nie zaznaczyłam inaczej podając źródła są moim wymysłem, a nawet własnością. Te niedoświetlone i kiepskie foty też. Zdjęcia z Burd, innych gazet czy książek (o ile nie podaję źródła), są skanami materiałów będących w moim posiadaniu.

Jeśli masz ochotę coś sobie przywłaszczyć to droga wolna. Razem z nimi przygarniasz część moich problemów, traum i niedoświetlenia.

Online

środa, 30 stycznia 2013

Niech każdy fika na Buttericka

Wszystkie zamieszczone zdjęcia pochodzą  ze strony Butterick
Powyższym tytułem pragnę poinformować tych, którzy tu zaglądają i mogą być zainteresowani wykrojami z Buttericka, Mccall czy Vouge, że rzeczone wydawnictwa zorganizowały przecenę wykrojow. Niestety, przecena nie dotyczy kosztów wysyłki. A szkoda wielka.
Ceny już od 1,99$
Przy poprzedniej przecenie tak długo myślałam, aż się skończyła. Tym razem (z niemałym wysiłkiem, bo jak wiadomo jestem misiem o małym rozumku i podejmowanie decyzji przychodzi mi z trudem) zorganizowałam się lepiej. Jeśli wszystko dobrze pójdzie to będę mieć prezent dla siebie na walentynki. To tak w ramach dosładzania sobie życia, skoro inni tego nie robią.

Jednocześnie uprzejmie informuję, że nie jest to tekst sponsorowany (niestety) i z peanow nad tymi wykrojami nic nie mam.

A oto niektóre z zamówionych przeze mnie modeli. Troszke sobie misio poszalał tym razem :)



Dla osłody dodam też, ze nie biorę udziału w żadnych konkursach na bloga roku, wiec zaoszczędzicie na sms-ach ;)

czwartek, 24 stycznia 2013

Ptaki, znaki, sto guldenów

Tydzień mam dziwny. Ciągle coś się dzieje. Ogrzewanie się przestawia. Szafa kryjąca elektryczne i internetowe kable wydaje dziwne dźwięki, a dzisiaj... wracam do domu i widzę malownicze białe plamy na podłodze. Besztam Franka, że wyciąga jogurt ze śmietnika. Tyle że śmietnik zamknięty i kot niewinny. Besztam siebie, że widać sama latam po domu z jogurtem. Ale co ja do cholery robiłam z jogurtem przy drzwiach wejściowych?? Nic to, dzwonię do właścicielki chałupy informując, że szafa z elektryką przestała wyć, więc alarm odwołany. Nagle...  zamieram w połowie zdania.
 Po domu chodzi sobie... PTAK. Odruchowo patrzę na Franka, ale moja kotka leży rozwalona i ptaka ignoruje. Przecieram oczy. Piłaś... nie jedź. Nie piłaś... Wypij. Ptak jest. Nadal. Chodzi. Podskakuje. Nie lata.  Jak on tu wlazł, ja się pytam? Drzwi zamknięte. Okna zamknięte. Nawet wejście dla kota zamknięte i uruchamia się tylko na magnetyczną zawieszkę, zresztą  sam kot ptaka ma w zupie. Siadam i patrzę. Ale od patrzenia ptak nie znika. Chodzi i sra sobie gdzie popadnie. Na biało.
Pierzasty omen

Dzwonię do kliniki dla zwierząt, ci mnie odsyłają dalej. Dzwonię dalej ci mnie odsyłają dalej... Dzwonię dalej nikt nie odbiera, za to katarynka podaje inny numer... Przez chwilę czuję się jak w Polsce i przez głowę przemyka mi myśl, że może by tak ptaka za piórka i za drzwi... Ale wiem, że wtedy nie przeżyje nocy. Zgrzytam zębami i szukam dalej. Przyjaciel google pomaga, trafiam na dobry numer. Odpowiadam na dziwne pytania , w stylu czy ptak jest mięsożerny? Nie wiem, nie podał mi  upodobań kulinarnych, ba bezczelny nieproszony nawet się nie przedstawił. W końcu... załatwione. Czekając na ambulans szukam cudaka w internecie. Wychodzi mi, że to Rycyk (brrrrr... źle mi się kojarzy, więc zamykam dziobaka w pudle).
Po godzinie przyjeżdża ambulans i zabiera pierzastego w siną dal, a dokładnie do Rotterdamu...
A ja zachodzę w głowę, jak toto wlazło do domu?? Cud, znak, omen. Czego? Dobry czy zły? Sprawa jak z archiwum X normalnie.  Rozważania przerywa mi telefon. Facet, który zabrał ptaka dzwoni, żeby mi powiedzieć, że to SNIP. Ptak, który kiedyś był na banknocie 100-tu guldenowym.



Teraz już wiem i rozumiem. Teraz już się nie boję...

niedziela, 13 stycznia 2013

Porażka stycznia czyli nie chcę być Japonką!

Co prawda styczeń jeszcze się nie skończył, ale coś mi się wydaje, że spódnica model 113 z Burdy 5/2012 będzie właśnie porażką tego miesiąca.
Zdjęcie ze strony burda.pl

Wycięta i przyszpilona do Loli przeczekała całe święta, aż w końcu zmobilizowałam się do jej skończenia. Wydawało się to łatwizną. No i w sumie problemów z szyciem nie było do momentu przymiarki. O ile na Loli kiecka prezentuje się dobrze, o tyle na mnie już gorzej. Jedna z zakładek układa się... dziwnie... Może to wina materiału bi-strecz, który owszem jest miękki, może i jest BI, ale trudno go posądzić o elastyczność, która zawsze mi się ze streczem kojarzyła.
Lola dodatkowo nie odczuwa potrzeby przemieszczania się, więc drobny feler w postaci nad wyraz wąskiego dołu jej nie przeszkadza. Maksymalne zmniejszenie zapasów na szwy niewiele pomogło. Pomysł na rozporek pojawił się i znikł, bo mi nijak nie pasuje do tego modelu. Pozostaje w niej jedynie stać wdzięcznie oparta o ścianę jako ta modelka na zdjęciu, względnie za gejszę robić drobiąc mikroskopijne kroczki i modląc się o brak wysokich krawężników.
Do tego ów BI-nie strecz strzępi się nad wyraz efektownie. Gdzieś w necie czytałam, że ktoś miał dokładnie ten sam problem z tym modelem, ale jakoś uzmysłowiłam to sobie dopiero po uszyciu tej zmory. Ale dzięki temu wiem, że to nie ja coś tam znowu spitoliłam tylko ten model tak ma.

Zostały mi ręczne wykończenia dołu, ale szczerze mówiąc to mi się odechciało ją kończyć.
A oto i ten syreni model w moim niedokończonym wydaniu.