Obserwatorzy

klauzula bezpieczeństwa

Wszelkie mądrości, bzdety i złośliwości na tym blogu, o ile nie zaznaczyłam inaczej podając źródła są moim wymysłem, a nawet własnością. Te niedoświetlone i kiepskie foty też. Zdjęcia z Burd, innych gazet czy książek (o ile nie podaję źródła), są skanami materiałów będących w moim posiadaniu.

Jeśli masz ochotę coś sobie przywłaszczyć to droga wolna. Razem z nimi przygarniasz część moich problemów, traum i niedoświetlenia.

Online

poniedziałek, 30 września 2013

Kosmetycznie... moje prawdy i mity


Jak każda kobieta używam kosmetyków. Dziś garść moich doświadczeń. Może komuś się przydadzą.


 O ruskich badziewiach ze szczególnym uwzględnieniem szamponu Love2mix organic pomarańcza i chilli już pisałam, ale powtórzę, bo w fali ochów i achów sponsorowanych może ktoś da się nabrać. Reasumując moje doświadczenia z tym ruskiem gównem (słowa nie cofnę, bo smród ww. szamponu adekwatny):
- ceny może i przystępne, ale wydajność produktów (za wyjątkiem nieszczęsnego szamponu i kremu pod oczy) beznadziejna,
- rzekoma naturalność i bogactwo składników (dobrze odhodowanych po Czarnobylu)  NIJAK się  ma się do jakości i skuteczności. Szampony i odżywki mające powstrzymać wypadanie włosów działały dokładnie na odwrót. Włosy wypadały masowo, a pozytywnych efektów działania innych  odżywek czy masek nie zauważyłam ŻADNYCH,
- "kompozycje zapachowe" jak dla mnie również nie trafione. Przesłodzone, infantylne (ciasteczkowy zapach maski drożdżowej), mdłe czy co gorsza cuchnące...
Jedyny produkt na który się nie skarżę to krem pod oczy z jonami srebra. Mam jedynie nadzieję, że to faktycznie jony srebra, a nie uran ;)


Odżywka 8in1 Eveline do paznokci.
Kosmetyki Eveline uważam za jedne z lepszych.
Zapomniałam zabrać do Polski mojego zestawu Nail Tek, więc zastępczo kupiłam ten lakier.  Zachwyty nad tym produktem, w moim przypadku znowu okazały się nietrafione. Po 4 dniach używania moje długie i odhodowane na Nail Teku paznokcie rozdwoiły się i częściowo... odpadły. Wyglądało to tak, jakby część tych odżywek pękła razem z końcówką paznokcia. Cóż... może dam tej odżywce drugą szansę, na razie wracam do NIEZAWODNEGO I NAJLEPSZEGO NA ŚWIECIE  NAIL TEK.


Płyn micelarny z Biedronki.
Kolejny "kultowy" produkt. Dołączam do grona jego fanek! Tym razem rozczarowania nie było. Podobnie jeśli chodzi o "biedronkowe" żele do mycia twarzy. 




Żel do higieny intymnej Facille.
Kolejny przykład na to, żeby ostrożnie podchodzić do innowacji kosmetycznych.  Popularny produkt wśród włosomaniaczek. Sama używałam dosyć długo aż... przypadkiem wpadłam na informację, że może powodować wypadanie włosów. Z pewną dozą nieśmiałości podeszłam do tego komunikatu. Jak to? Ten sprawdzony, łagodny, bez SLS? A łyżka na to - niemożliwe. Eksperymentalnie więc będąc w Polandii odstawiłam ten myjak i przez tydzień myłam włosy "zwykłymi" szamponami z SLS. To był szok. Z dnia na dzień włosów wypadało mniej!! Widziałam to podczas mycia, szczotkowania czy nawet po ilości włosów walających się na podłodze.
Całe lata myłam włosy szamponami z SLS i żyłam. Nic mnie nie swędziało,  włosy nie wypadały. Po fali włosomaniacznych postów potępiających SLS-y poczułam się jak włoso-zabójca. Zmieniłam preparaty myjące na łagodne. Skutek był odwrotny od zamierzonego.
Wniosek - ostrożnie z nowościami, a lepsze jest wrogiem dobrego. Facille znika z listy moich szamponów. Skoro wyprodukowano to do mycia tyłka, to najwyraźniej takie jest tego produktu zadanie. I niech tak zostanie. Szampony z SLS wracają. Rozcieńczane metodą kubeczkową i przy metodzie OMO.
Co jednemu pomoże, innego może zabić.

Maska intensywnie regeneracyjna do włosów Biovax  firmy L'biotika (w składzie henna i aloes).

Użyłam na razie kilka razy. I pieję, zachwycam się i rozpływam nad tym cudem. Nigdy jeszcze nie miałam takiej maski, po której włosy są błyszczące, jedwabiste, mięciuteńkie, a jednocześnie elastyczne jak sprężynki. Nie jestem w stanie powstrzymać się od ich dotykania i głaskania! Trudno dogodzić mojemu nosowi, ale zapach tej maseczki jest idealny! Nie potrafię go opisać. Lekko kwiatowy, świeży. Pozostaje na włosach, ale w miłym i mało nachalnym wydaniu.

Możliwe, że moje włosy potrzebowały akurat tej maski i tych składników. Możliwe, że za jakiś czas nie będzie ona już tak bosko działała, ale w tym momencie po prostu klęczę i biję pokłony. Chwalone ruskie cuda w 1/100 nie dały takiego efektu!!!  Jestem w pozytywnym szoku. I oby tak zostało :)




 Kohl.
 Nigdy nie malowałam oczu ciemnymi kredkami, bo miałam wrażenie, że zmniejszają oczy. Do tego kredka znikała szybko i należało czynność powtarzać, albo co gorsza rozmazywała się robiąc z człowieka pandę, studentkę w czasie sesji albo ofiarę przemocy w rodzinie.
Na kohla i kajal trafiłam na blogu Aliny Rose. Poczytałam, poszukałam, zamówiłam w jakimś arabuskim sklepie.

Mój Kajal okazał się bublem. Po kilku dniach pękła zakrętka, kredka wydostała się na wolność i odstawiła efektowne graffiti w kuferku z kosmetykami. Do tego rozmazuje się i znika dość szybko. Rzekłabym, że zachowuje się jak typowa kredka do oczu.  O niebo lepszy jest kohl. Mimo proszkowej konsystencji łatwiej mi go aplikować, trzyma się na oczach jak żelbeton i daje wg mnie bardziej naturalne wrażenie. Jakiegoś drastycznego wybielenia białek oczu nie zauważyłam. Może dlatego, że noszę szkła kontaktowe i trochę ograniczam mu pole działania :)



A Wy jakie macie ulubione kosmetyki, które polecacie? A może wprost przeciwnie jest coś przed czym chcecie ostrzec?




sobota, 28 września 2013

Idziemy na zakupy

Pokazywana wcześniej paczłorkowa  pierdółka stworzona sobie a muzom na okoliczność zużywania kwiecistych resztek leżakowała przez czas jakiś bez celu. Jako że nie lubię takiej twórczości niespożytkowanej postanowiłam gdzieś ten kwadrat wkomponować. Wielbicielką patchworkowych kołder, narzut czy innych powierzchni wielkogabarytowych też nie jestem. Trąci mi to westernami albo bieda-design. No dobrze, powiedzmy sobie szczerze, że wizja dorabiania kolejnych setek patchworkowych kwadracików również mnie nie rajcuje.
W ten oto sposób sercowy kwadrat umieszczony został w torbie na zakupy. Zakupówka podręczna miała jedno zadanie - być jak najmniejsza, żeby mieścić się w mojej zmniejszonej torebce.



Podszewka dla wzmocnienia i ukrycia bebechów paczłorku.
Pomysł z gumką i guzikiem widziałam gdzieś w necie, ale za chiny ludowe nie mogę odszukać gdzie.

Torbę podarowałam już koleżance, więc nie domagajcie się zdjęć na ludziu :D
Dla pocieszenia Franek w akcji:
Dziś w roli żelazka.

Kot się napracuje, a człowiek powie, że sam uszył.

czwartek, 26 września 2013

Słowa kluczowe - part 6

  •  znaczenie zdani orłelowska świnia  - oby nikt się nie musiał przekonać na własnej skórze! A już myślałam, że mam monopol na Orłelowski  folwark :D
  • pepitka pola guzik
  • chwila dla ciebie 720313 - strasznie długa ta chwila :)
  • rozerwałam sukienkę -  w poprzednich słowach kluczowych było oj szalała, szalała... to teraz konsekwencje ;)
  •  my-mag-ik-world.blogspot.com+idzi
  •  fajne panie w satynie 
  • język holenderski charkot - noooo... miód dla uszu i włoski to nie jest.

     
Niezmiernie i niezmiennie zdumiewa  mnie fakt, że największy ruch sieciowy jest... w Rosji. Ani ja po rusku nie piszę, a tematykę ruskich, badziewnych kosmetyków poruszyłam zaledwie raz... Dziwny jest ten świat...

A jeśli chodzi o absurdy godne słów kluczowych to "chodziła za mną" pewna piosenka zespołu Dwa plus Jeden. Konkretnie - Kalkuta nocą. I nie byłoby w tym nic śmiesznego czy absurdalnego, bo pewnie każdemu zdarzyło się, że przyczepiła się do niego jakaś melodia,  gdyby nie fakt, że w mej głowie tłukł się refren... karkówka nocą, karkówka nocą, nowy wspaniały trzeci świat.
Dobrze, że na głos nie śpiewałam :) 


Dziś Franek śpioch.
Zdrzemnę się trochę na biurku

Albo na komputerze

A jak podkradnę chustecznik, to nawet luksusowo na poduszce.


wtorek, 24 września 2013

Jesień miłością się zaczyna

Spokojnie. Nie jest to bynajmniej deklaracja zmiany stanu cywilnego. Nie jest to nawet deklaracja zmiany nastawienia do rodu gadziego czy stanu odmóżdżenia zwanego potocznie zakochaniem. Ot, wraz z wybiciem kalendarzowej jesieni zapałałam miłością do dzianiny. KWIECISTEJ DZIANINY.   Miłość moja jest ślepa, bezgraniczna i absolutnie nieodwracalna.
Poszukiwania wykroju godnego tego materiału trwały dość długo. Chciałam żeby:
- było z wodą,
- nie miało żadnych marszczeń,
- łatwe, proste i szybkie do uszycia było,
- w opcji bardziej przylegającej do ciała, bo rozkloszowanych sukienek jest ci u mnie pod dostatkiem.

Łatwo nie było i już zaczęłam się poddawać, gdy trafiłam na   wykrój papavero.  Nie przypadł mi do gustu od razu, bo wody nie było a i do wykrojów z tej strony przekonana nie byłam. Sukces połowiczny - bez marszczeń, ale i bez wody.

Rozkładanie tych puzzli na podłodze, mozolne wycinanie i sklejanie... Cóż... Mimo wszystko chyba szybciej idzie mi odrysowanie wykroju z chaszczy burdowych arkuszy.  Wycinanie elementów z ponad 30 kartek, a potem ich sklejanie zajęło mi prawie godzinę.  Poza tym jak dla mnie zapasy są za małe, więc idea, że wycinasz gotowca jest o kant d... potłuc. Do tego brak oznaczeń na wykroju tak jak w Burdzie np. kierunek układania zakładek.  I pewnie gdyby sukienka okazała się niewypałem mogłabym tak psioczyć dalej, ale...
sukienka jest boska. Szyła się z prędkością światła. Nawet wszycie rękawów overlockiem, czego się bałam panicznie obyło się bez dziur w sukience i strat w ludziach. Materiał jest cudownie mięciutki, a sukienka nosi się idealnie. Cóż...śmiem twierdzić, że to moja najlepsza sukienka.  Miłość do dzianinki, miłość do kwiatów, miłość do sukienki miękkimi kwiatami otulającej ciało. Skłonna jestem nawet papavero pokochać. Pieszczota i rozkosz zmysłów. Chwilo trwaj. Jesieni... trwaj... W takich dzianinach żadna jesień mi nie straszna. Ha, nawet zimy się nie boję. Chyba.
Cóż ta miłość robi z człowiekiem... Nawet zdjęcia na ludziu udaje się wyczarować.


Zanim wstąpię na czerwone dywany (rzecz jasna te mag-icznie latające) szczególnie dziękuję:  Panu Jarmarkowi za sprzedaż tego cudnego materiału. Panu Loczkowi za zszycie całej sukienki. Pani SilverceCrest za współpracę przy zaszewkach oraz wykończeniu podwójną igła dekoltu, rękawów i dołu. Ani za strzelenie fotek.

Zdjęcie pozowane - retro wieszak prezentuje. Jedno biodro wygląda jak  grube, ale nic to :) 

Kolejna poza, tym razem od tyłu.


A mówiłam Wam, że uwielbiam tą sukienkę? Mówiłam... Powtarzam się... A to przepraszam... 

środa, 18 września 2013

Ogloszenia drobne czyli idioci idiotom - part 2


1.
Dla jednego z naszych klientow pilnie poszukujemy osob do ciecia zielonej papryki. Wymagane min 6cio miesieczne doswiadczenie oraz zakwaterowanie na terenie Hagi badz Westlandu lub Rotterdamu i okolic- osoby z tego terenu musza miec wlasny transport do pracy.

Zielona papryka rządzi. I jeszcze jaka wymagająca. Przez 6 miesięcy to nawet panią managjer z folwarku przyuczyliby do tej roboty. A małpiego downa w 3.

2.
Jestes doswiadczonym pracownikiem magazynu, szukasz nowych mozliwosci? Potrzebujemy twojego talentu! Oferujemy Ci stabilna… prace w miedzynarodowej firmie, zgodna… z Europejskim standardami.
Agitacja jakby managera z MBA szukali, a nie magazyniera :D

Wymagania:
Oferta:
- Legalne i stale zatrudnienie
- elegancko mówiąc gówno prawda, ŻADNA firma w NL nie zatrudni na STAŁE od razu... frajerom śmierć;)
- Opieka  koordynatorów,
- Stawka 8, 95 euro/h brutto  - 
nowe możliwości - stara stawka :D
- Zakwaterowanie i dojazd do pracy.


3.
Polska szkoła sobotnia w .............. poszukuje od września osób do prowadzenia zajęć z dziećmi w grupach 3-5 lat oraz 6-12 lat.

Idealny kandydat ma doświadczenie w pracy z dziećmi w wieku przedszkolnym lub szkolnym, jest kreatywny i potrafi zaspiewać piosenke.

Wykształcenie pedagogiczne jest mile widziane ale niekonieczne.

Stawiamy na naukę przez zabawę, piosenki, wierszyki oraz podtrzymywanie polskich tradycji.   Znaczy się dzieciaki będą się uczyć "Góralu czy ci nie żal".

Praca na zasadzie wolontariatu, symboliczne wynagrodzenie. Ale przynajmniej pośpiewać można sobie za darmo ;)

4.
Holenderskie biuro ........ potrzebuje na gwałt pracowników przy serach. Potrzebni sa mężczyźni jak i kobiety z chodz troche komunikatywna znajomoscia jezyka Holenderskiego, Angielskiego lub Niemieckiego. Mile widziane CV. Praca Jest w Harderwijku a biuro miesci sie w Utrechcie. Wszsytkich zainteresowanych prosze o kontakt meilowy lub telefoniczny tylko w jezykach wyzej wymienionych, gdyz pracuja tam tylko Holendrzy.
 

Numer tel i meil ponizej.


Jak widzicie szukanie pracy dostarcza nieustających rozrywek.

poniedziałek, 16 września 2013

Kombinuj dziewczyno nim lata przeminą...

Bluzeczka kombinowana z resztek materiałów pozostałych po Buttericku Lot B5708. Kwiecisty materiał uwielbiam do tego stopnia, że wyrzucenie najmniejszego nawet skrawka rozrywa mi trzewia.

Wykrój - Burda 8/2012 model 113.

Pierwsze "spięcie" . Zwiększyłam zaszewki bardziej dopasowując górę.

Tu gdyby ktoś wątpił w samodzielność wykonania :) z tyłu widoczne zaplecze sklepu czyli warsztat krawiecko-kosmetyczny ;)

Zamek na plecach to wymysł szatana. Ledwo zip-ię po takiej gimnastyce zapinania zipa. O notorycznym wkręcaniu sobie włosów w zamek w ogóle nie wspomnę.
Notabene zamek wymieniałam  dwa razy, a i tak nie mam pewności czy nie będę wstawiać innego. Ten też demonstruje wybitną niezależności. Raz działa. Raz nie. Cytrynna ostatnio też walczyła z zamkami. Zmasowany atak eklerów widać ;)

Antwerpia na Loli
Kołnierzyk, rękawki i dół wykończone haftem na maszynie. Bardzo lubię ten motyw i coś mi się zdaję, że jeszcze nie raz go gdzieś wcisnę.
Kołnierzyk z haftem.
Z resztek resztek udało się jeszcze wydziergać gorsecik - Burda 1/2012 model 123.  Czerwony pasek z haftem miał być pierwotnie odszyciem/podszyciem dołu, ale po przymiarce okazało się, że gorset kończy mi się zdrowo przed pępkiem i takie wdzianko to mogę sobie jedynie do tańca brzucha przyodziewać. A że nie mam czym trząść, tańca takowego  nie uskuteczniam. Z odszycia zrobiłam "przedłużkę".


Nie, to nie koniec moje drogie koleżanki tej kwiecistej gorączki. Idąc po przetartych szlakach, znaczy się  korzystając z tutorialu Liliany z zapomnianej pracowni uszyłam swojego pierwszego potworka-paczłorka. Obawiałam się, że będzie to bardziej upierdliwe, ale nie było tak źle. Wymaga jedynie ciut więcej cierpliwości i wzmożonej aktywności ruchowej czyli biegów od maszyny do żelazka.


Jako, że nie przepadam za  to sztuką dla sztuki, przynajmniej w moim wydaniu stworzone paczłorki, sztuk dwa postanowiłam spożytkować pożytecznie i jeden wkomponowałam w siatkę na zakupy (prototyp jeszcze nie skończony). Drugie serducho widoczne powyżej leży sobie i czeka na pomysł. Może dorobię mu więcej braci i przetworzę na kołderkę dziecięcą.

A na koniec, dla wielbicieli Franka:

To ja... zdobywca nieustraszony. Trochę szkoda, że nic nie spadło...





sobota, 14 września 2013

Kwiatki i czekoladki

Kolejna wizyta na targu. Tym razem Pan Jarmark jakby się między sezonami z lekka zawiesił, bo jesienno-zimowych ciekawych materiałów jeszcze nie miał, a letnich już nie miał. Może i dobrze, bo w ten oto sposób bez szaleństw gotówkowych  zakupiłam zaledwie dwa materiały.  Pierwszy to kwiecisty jersey. Co ja na to poradzę, że te kwieciste motywy tak uwielbiam?  Przeznaczenie - rzecz jasna sukienka.

Drugi to jeśli mnie pamięć nie myli alcantara. Gorzkoczekoladowa miłość od pierwszego macania. Kupiłam. Przeznaczenie dla odmiany... sukienka :) Dopiero w domu sprawdziłam, że ów materiał jest tworem obiciowym. Chyba się tym nie przejęłam :)  Przejęłam się jedynie faktem czyszczenia i prania. Nie należę do wielbicielek pralni chemicznych. Z lenistwa. Może jednak zmienię docelowe przeznaczenie materiału.
Macie jakieś doświadczenia w szyciu i użytkowaniu alcantary?


Czekoladowa alcantara nie bardzo widoczna na zdjęciu.


Pan Jarmark miał jeszcze uroczy i bardzo oryginalny jersey z nadrukiem... Nowego Yorku. Świetny materiał. Jedyny szkopuł w tym, że print był nie wzdłuż a w poprzek i nie bardzo wiedziałam cóż można by z tego cuda zrobić coby wilk był syty i widoczek cały. Może jakby to był Paryż, Rzym czy choćby Amsterdam to bym wzięła w ramach - niech sobie poleży aż mi się koncept objawi.

Na koniec torebka wyszperana w kringloopie, znaczy się lumpeksie.  Stareńka i ze skóry. Kupiona dla urody i w celach zmniejszania noszonego przeze mnie bagażu podręcznego. Jakoś spróbuję się do niej zapakować ;)





piątek, 13 września 2013

Idzie zima... Burda 10/2013

Idzie zima. No dobrze, jesień najpierw. W sumie jeden pies. Zimno. Zimniej. Zima.
Franek więcej czasu spędza w domu wynajdując sobie przeróżne atrakcje: próba zmieszczenia się w torebce, wspinaczki na książki i leżakowanie w najmniej oczekiwanych miejscach. Je też dużo więcej niż latem. Nooo... Mówiłam. Zima idzie. Dobra, dosyć z tą zimą, bo gadam jak w Grze o tron (takie mam wrażenie o filmie po obejrzeniu 3 odcinków w wersji uderzeniowej).  O Burdzie być miało. No i będzie. Jak zwykle czysty subiektywizm.
Październikowy numer Burdy... Jeszcze ciepły. Mimo, że zima idzie. Cóż... Numer trochę jak ten film wyżej przytoczony. Szaro-bury i przeraża. A mimo to i tak pewnie obejrzy się kolejny odcinek. Choć jak tak oglądam i oglądam  i oglądam, to żałuję, że nie kupiłam Simplicity, albo Knipmode, albo jeszcze czegoś innego szyciowego. Jak to mówili... po odejściu od kasy reklamacji nie uwzględnia się :)
W tej Burdzie znowu jakieś kurioza i dziwolągi typu gorset z baskinką w formie bombki... o żesz... albo spódnice z za długim tyłem, czy bokiem,  konstrukcje workopodobne czyniące z każdej istoty bez względu na gabaryty pudło po telewizorze starej generacji, dział "kreatywny", który powinien nazywać się dział "prymitywny".

Jedyne co mi się podoba:
Dla uściślenia - podoba mi się  etola, a nie styl militarny :)

Fajny dekolt.

Zwykła, prosta koszula.


W tej stylizacji najbardziej  urzekło mnie... krzesło na ostatnim zdjęciu :)

Oglądam ten numer. Przeglądam, kartkuję, szukam... I wiecie co widzę? Zima idzie...

Wszystkie zdjęcia to skany gazety Burda 10/2013. 

środa, 11 września 2013

A na smutek... kapelutek


Uwielbiam kapelusze. To nic, że mam jak do tej pory zaledwie jeden (i to jeszcze zawłaszczany przez  Franka). Pomyślałam -  zawsze można sobie uszyć. A przynajmniej spróbować. Kawałek sztruksu walający się bez celu, za mały na jakikolwiek ciuch, za duży na wyrzucenie idealnie się do tego eksperymentu nadawał.

Na pierwszy ogień poszedł kapelusik model A - McCall's M6664. Mały, garnkowo-nocnikowy.  


Kapelusz nie jest idealny, ale wiem w czym tkwi problem. Rzekłabym... przydałaby się do niego głowa ;)  Głowa nie od parady a do formowania i prasowania. Swoją drogą prasowanie takich zakrętasów i to sztruksowych dało mi się we znaki. Szczególnie że jedno żelazko całkiem grzać przestało, a generator wprost przeciwnie. Grzeje jak wściekły i na minimalnym nawet ustawieniu ma tendencje do palenia. Do tego stopka zaczyna mu "wylatać" co może być niebezpieczne dla zdrowia i życia, bo para bucha nie dołem, a bokiem. Taki mały gejzer niekontrolowany.
Jest jak jest. Jak na pierwszy kapelusz to i tak jestem zadowolona. Wchodzi na głowę. Nie spada na oczy. Da się go nosić.
Oczyma duszy już widzę bardziej luksusowe wersje z dużym rondem. Eleganckie. Szlachetne. Kobiece. Telefon rozgrzany do czerwoności... To królowa Maxima zamawia co rusz kolejne modele...
Żartowałam.

Wchodzi na moją głowę. Budda ma większy czerep.

W rolach głównych wystąpili: Budda ogrodowy i nocniko-kapelusz.
Wnętrze - czyli czerwone w czerwonym.

A na koniec moja nowa zmywarka do naczyń. Wielofunkcyjna. Ekologiczna. Ekonomiczna. Idealnie dopasowująca się do wnętrza. Jedynie jak widać na zdjęciu, jeszcze nie podłączona ;)

Zmywarka w stanie spoczynku ;)


piątek, 6 września 2013

Słowo sie rzekło... Butterick u płota...

Lubię Butterickowe wykroje.  W przeciwieństwie do Burdy nie wymagają instalowania mikroskopów na oczy w celu wyszukania odpowiedniego wykroju w chaszczy pląsających dance macabre różnokolorowych  linii. Ekstremalnie leniwi, nieprzewidujący i rozrzutni mogą wyciachać swój rozmiar z płachty znajdującej się w kopercie.  Lubię ich łopatologię stosowaną. I retrostylność. Może jedynie nie mogę porozumieć się z ich tabelkami rozmiarów. Na szczęście dzięki Waszym radom już wiem jak sprawdzić na wykroju te różnice. Wymaga to zaawansowanej matematyki, ale zdecydowanie ogranicza późniejsze przeróbki ;)

Retro Butterick rocznik 1953, model B5708. Sukienka o wielu twarzach. Na szczęście żadna nie jest twarzą Marylin Monroe :)

Przysięgam, że jest to moja pierwsza i ostatnia sukienka z marszczeniami w pasie!! Nie lubię marszczenia, nie lubię ich zszywania i noszenia takiej bomby atomowej też nie lubię. Jedzie mi Cepelią i tyle.  Zdecydowanie wolę spódnice z koła/półkoła, względnie zakładki. I tako też będę czynić. Marszczeniom mówię - NIE! 

Na manekinie vel na Loli, jak kto woli
A tak wygląda spód sukienki

Materiał to wiskoza (tak przynajmniej twierdził Pan Jarmark), podszewka - czerwone płótno. Kiecka w Polsce robiła wrażenie. Głównie właśnie ze względu na materiał.

Obawiałam się, że te różne warianty wiązań, tak ładnie prezentujące się na Butterickowych zdjęciach w życiu się nie sprawdzą. Będą się rozjeżdżać, rozwiązywać i przemieszczać. Nic takiego się nie dzieje. Choć i tak moim ulubionym wiązaniem jest wersja z supłami z przodu. Sukienka wygodna, efektowna i uniwersalna, więc pewnie powstaną kolejne wersje.

Na koniec z serii - Franek przedstawia:
Może to i nie jest mój rozmiar, ale kolor pasuje mi do karnacji...

niedziela, 1 września 2013

Over-lokko - part.1

Pomna swych pierwszych podejść do overlocka, nieufnego początkowego obwąchiwania, wzajemnego docierania się ze zgrzytaniem zębów i noża w tle postanowiłam wrzucić garść zdjęć z informacjami o tymże stworze.
Informacje znalazłam przypadkiem studiując przywiezione z Polandii segregatory Sekretów dobrego Szycia. Informacje są bardzo ogóle, rzekłabym, że zapoznawcze i jako instrukcja konkretnego modelu służyć nie mogą. Myślę jednak, że osobom myślącym o zakupie pierwszego overlocka lub potrzebującym podstawowych informacji mogą się przydać.





Sama publikacja Sekrety dobrego Szycia jest pełna (przynajmniej jak dla mnie) przystępnych informacji i ciekawostek dotyczących technik szycia, dopasowywania wykrojów, osprzętu krawieckiego, materiałów, pomysłów na przeróżne ozdoby i dekoracje itp. itd. Do tego oczywiście wykroje ze szcegółowymi instrukcjami szycia.
Bardzo przydatna publikacja, dla osób stawiających pierwsze kroki w krawiectwie.
Segregator na razie przywlokłam jeden, więc pełnią tego szczęścia nie mogę się cieszyć. Jeśli wynajdę jakieś inne ciekawostki postaram się je wrzucić. O ile oczywiście będą zainteresowani ;)