Obserwatorzy

klauzula bezpieczeństwa

Wszelkie mądrości, bzdety i złośliwości na tym blogu, o ile nie zaznaczyłam inaczej podając źródła są moim wymysłem, a nawet własnością. Te niedoświetlone i kiepskie foty też. Zdjęcia z Burd, innych gazet czy książek (o ile nie podaję źródła), są skanami materiałów będących w moim posiadaniu.

Jeśli masz ochotę coś sobie przywłaszczyć to droga wolna. Razem z nimi przygarniasz część moich problemów, traum i niedoświetlenia.

Online

wtorek, 17 listopada 2015

Pełna kulturka


W ostatni piątek postanowiłam się ukulturalnić i pokulałam się do teatru w Rotterdamie. Tak na poziomie międzynarodowym.
 www.rotterdamseschouwburg.nl

Kto mnie zna pewnie się dziwi (trochę sama się dziwię), że wybrałam spektakl z przewagą aktorów, że się tak piknie wyrażę napływowych. Trochę to z ciekawości, trochę z pożądania doznań kulturalno-artystycznych, a po prawdzie to z chęci obejrzenia kolegi na scenie. 

Teatr tańca jest mi tak bliski jak kurze szybowanie w przestworzach. Ale co tam, zawsze musi być ten pierwszy raz. Cóż... o ile koncentrowałam się na ruchu i tańcu samym w sobie rzecz mnie interesowała (szczególnie pierwsza część, którą szumnie, acz być  może mylnie zinterpretowałam sobie jako alienację współczesnego "plastikowego" społeczeństwa). Jednak usilne doszukiwanie się znaczeń było dla mnie zbyt skomplikowane i męczące. Widać też się już splastikowałam vel splastikowiłam i muszę mieć wszystko łopatologicznie podane.  W każdym razie not my piece of cake, choć dla Macieja na scenie warto było ruszyć ten nielotny kurzy kuper ze wsi.

Druga część była  dla mnie bardziej pod publiczkę - bo temat na topie (islamiści w Europie), bo symbole po taniości. Notabene w czasie trwania tego spektaklu miał miejsce atak terrostyczny w Paryżu. Nie to, że ma to jakiś związek. Taka zbieżność.  Za cholerę nie wiem czemuż to widownia zgotowała owacje na stojąco. Może się nie znam na tej sztuce, ale swój tyłek podnoszę tylko wtedy, gdy rzecz jest wybitna. Może w Holandii mają inne zwyczaje teatralne i klaskanie na stojąco jest tu normą.

Po seansie odbyły się długie Polaków przy piwie rozmowy. I dalsza część spektaklu "plastic" w realu. Wpadła mi we wzrok blond Barbie. Na pierwszy rzut oka atrakcyjna. Na drugi... no cosik z nią nie tak. Po krótkich konsultacjach przy stole ustaliliśmy, że rzęsy ma sztuczne, usta zrobione (Lana del Rey + Angelina Jolie), buźkę napiętą idealnie (nie uśmiechnę się, bo mi szwy pójdą), cyce w formie balonów idealnych. Perfekcyjne plastikowa. Fenomenalnie koszmarna. Jedynie ciemne odrosty na blondzie świadczyły o tym, że jest to jednak istota ludzka a nie jakiś surogat.
I żeby nie było! Ni cholery nie jestem zazdrosna.Wprost przeciwnie. Spod tej dobrze zrobionej fasady fluerescencyjnie bił po oczach brak pewności siebie, kompleksy i paląca jak kwas solny potrzeba akceptacji. Biedna Barbie.