Obserwatorzy

klauzula bezpieczeństwa

Wszelkie mądrości, bzdety i złośliwości na tym blogu, o ile nie zaznaczyłam inaczej podając źródła są moim wymysłem, a nawet własnością. Te niedoświetlone i kiepskie foty też. Zdjęcia z Burd, innych gazet czy książek (o ile nie podaję źródła), są skanami materiałów będących w moim posiadaniu.

Jeśli masz ochotę coś sobie przywłaszczyć to droga wolna. Razem z nimi przygarniasz część moich problemów, traum i niedoświetlenia.

Online

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Śpieszmy się kochać ludzi

W talii "Witches tarot", śmierć wyjątkowo nie jawi się aż tak groźnie jak w innych taliach.

Jeździec Apokalipsy. Złowroga postać z kosą, która wszystkich traktuje równo. Aby na pewno?
Czytałam niedawno "Na pastwę aniołów" Johnatana Carolla. W pierwszym z opowiadań Śmierć bawi się z ludźmi i ich życiem. Przebiegła, złośliwa, manipulująca. Tych, których lubi uśmierca łagodnie we śnie. Ci, którzy jej "podpadli" umierają długo i boleśnie.

Każdy, którego to dotyka wcześniej czy później pyta - dlaczego? Ci od pozytywnego pierdzenia odpowiadają wtedy, że pewnie sobie to przyciągnęłaś. Ci, co niedzielę biegną do kościoła - widać Bóg tak chciał. A ja mówię, Śmierć urządziła sobie losowanie i wyciągnęła akurat twoją kartę, albo kartę kogoś ci bliskiego.  Czasem trzyma ją w kościstej ręce, przygląda się, bawi, odkłada na jakiś czas budząc wówczas nadzieję, a potem sprawia, że życie znika. Ot, tak. Pstryk, iskierka zgasła.

28 sierpnia - rocznica śmierci mojej mamy. Sierpień przynoszący powtarzające się sytuacje... Nigdy nie wiemy, kiedy widzimy kogoś po raz ostatni. Pozostają wspomnienia i niewypowiedziane słowa. I to ciągłe pytanie - dlaczego?


"Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą 
zostaną po nich buty i telefon głuchy 
tylko to co nieważne jak krowa się wlecze 
najważniejsze tak prędkie że nagle się staje 
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna 
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy 
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego. 

Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna 
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście 
przychodzi jednocześnie jak patos i humor 
jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej 
tak szybko stąd odchodzą jak drozd milkną w lipcu 
jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon 
żeby widzieć naprawdę zamykają oczy 
chociaż większym ryzykiem rodzić się niż umrzeć 
kochamy wciąż za mało i stale za późno 

Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze 
a będziesz tak jak delfin łagodny i mocny 

Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą 
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą 
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości 
czy pierwsza jest ostatnia czy ostatnia pierwsza."
ks. Jan Twardowski

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Flower power bohema dream

Zawsze mówiłam, że na szydełku to ja potrafię zrobić jeno łańcuszek. I to jeszcze prowizoryczny.
W ramach uczenia się czegoś nowego, względnie opuszczania strefy komfortu zabrałam się za szydełko. I jak to u mnie - od razu skok do rzeki. Plum.
Zaczęło się od puff kwiatków, których naprodukowałam jak nienormalna całą stertę, zastanawiając się później co z nich zrobić. Do kwiatuszków dorobiona została torebka według tutorialu:



Nie byłabym sobą gdybym nie pozmieniała czegoś po swojemu. I tak:
- klapkowe kwiatki nie są łączone szydełkiem tylko zszywane. Raz, że... na początku były pojedyncze  kwiatki, a raczej całe ich stadko, dwa, że chciałam mieć taką zwartą strukturę bez dziur i prześwitów.
- Zamiast guzika w oryginale będącego tylko ozdobą u mnie jest zapięcie magnetyczne.
- Torebka ma większy wymiar niż w filmie.
- Rączka jest robiona na drutach i zszyta ściegiem tapicerskim. W środku tkwi ramię od innej torebki, wyeksploatowanej na maksa a trzymanej na zasadzie... może jeszcze do czegoś się nada. No i się nadała.
- W środku torebki miała siedzieć podszewka. Ale nie siedzi. Zaszyta górna część boków mi bruździła. W środku znalazła się kieszonka dosztukowana na drutach. Ani ona piękna, ani fotogeniczna, ale praktyczna.



Przed doszyciem klapki. Kawałek mojej stopy też jak widać załapał się do zdjęcia :D


Zbliżenie na klapkę i... ukochaną wodę mineralną z Lidla w tle :)


Flaki...znaczy się wnętrze torebki z kieszenią.


Z obawy że spartolę i pruć będę wykorzystane zostały resztkowe włóczki akrylu (niecałe 200 g. szarego i bliżej nie określone ilości czerwieni), szydełko nr 2.5.

Mistrzostwo świata to nie jest i żadnego konkursu u IK bym nie wygrała, ale frajda z nauczenia się czegoś nowego i zrobienia tego "własnymi rencami" - bezcenne, za resztę zapłacę kartą mastercard ;)

I tradycyjnie na koniec - muzyka towarzysząca robótce. Mało kompatybilna z bohema style, ale... Laura Pausini, włoski, Włochy... zawsze i wszędzie. Tylko nie mogę się doszukać skąd ta muzyka. Urzekające widoki, boska sukienka, fryzura i makijaż występującej w teledysku kobiety, klimat...
Bo za film z Kevinem Costnerem "List w butelce" dziękuję bardzo!




sobota, 5 sierpnia 2017

Love is in the air albo rainbow delirium.

W sklepie z gatunku mydło i powidło wypatrzyłam włóczkę. Rzuciły się na mnie cieniowane kolory tęczy. Pomacałam. Mięciutkie i milutkie. Chcę. Chwyciłam w garść ostatnie 2 motki i wiedząc, że moje ci one są zaczęłam studiować banderolę. Moje zdumienie nie miało granic, gdy okazało się, że to stuprocentowy akryl. Pomacałam jeszcze raz. Nic nie chrzęści, nie szeleści i nadal zachwyca miękkością. Nabyłam. Czasem człowiek musi, inaczej się udusi. Ot, miłość od pierwszego wejrzenia.

Dopiero po przywleczeniu do domu naszła mnie refleksja co ja z tym maziajstwem cieniowanym zrobię? A no, moją kolejną miłość - chustę!
Postanowiłam iść na całość i wydumać coś własnego. Przyznam się, że za gotowymi wzorami nie przepadam. Najpierw rozkminianie wzoru, lub schematu i choć dziergam od dzieciństwa to nie zawsze rozumiem, co też autor wzoru ma mi do powiedzenia. I kolejny problem przy takich wzorach pojawia się gdy pada - ale to fajne, zrobisz mi też? Zapłacę. Jedno to robić dla siebie, drugie to zrobić i podarować, ale przy dzierganiu za mamonę to już się we mnie moralne wątpliwości pojawiają. A jak robię coś z głowy, czyli z niczego ten dylemat mi odpada. Co prawda nie nastawiam się, że kobity na ulicy będą się na mnie rzucać i domagać robienia czegoś podobnego, ale... jak miło  stworzyć coś własnego. Nawet jeśli ten twór daleki jest od doskonałości.

I tak oto przetrząsnęłam chaszcze internetu poduczając się jak zabrać się do stworzenia swojej pierwszej "autorskiej" chusty. Łapy mi się trzęsły jak zaczynałam robić, łapy mi się trzęsły jak planowałam wzór, łapy mi się trzęsły jak robiłam falbankę (w tym przypadku ze zmęczenia ilością oczek). Może chusta miast "love is in the air" powinna nazywać się "rainbow delirium "?

Tak jak Mil Pasos jest chustą z historią tak i moja chusta ma być jak ta tęcza po burzy- z nadzieją, że w końcu i dla mnie zza chmur wyjdzie słońce. Na razie... ciągle pada...


Niech Was nie zwiedzie to słońce w tle. Nie mam złudzeń, że to chwilowa atrakcja. 

Druty nr 4 knitpro. Schemat ażurowych serc znaleziony na pinterest. Oczka dobierane równomiernie na środku. Ażur wychodził mi jakiś taki inny niż ten znaleziony. Prułam i kombinowałam. W końcu poddałam się. Po przerobieniu 3 rzędów serc spłynęło na mnie olśnienie, że przerysowując schemat na papier, bo drukarka odmówiła współpracy, zapomniałam o środkowej części przedostatniego rzędu wzoru. Głupota nie wybiera, wybierz Pickera. Zostawiłam z tym błędem ku przypomnieniu, że nikt nie jest doskonały.
Zbliżenie na serducha. Średnio widać. Fotograf ze mnie beznadziejny.

Po skończeniu chusty naszła mnie refleksja, że cieniowania włóczki wyglądałyby lepiej w formie baktusa tak jak w filmie poniżej, ale jakoś nie miałam serca tych serc pruć :)


Efekt... Oceńcie. Bardzo proszę o łagodny wymiar kary inaczej będę musiała... się upić i dostać kolejnego delirium :)


Pewnie tematycznie pasowałaby tu bardziej piosenka "Love is in the air" Johna Paula Younga, ale i tak wrzucę moje kolejne odkrycie - Loreena McKennitt (po małej modyfikacji robi się bardziej dziewiarsko - Loreena McKnitt, prawda?) :)